Publiczna
Szkoła Podstawowa nr 5
im. Jana Matejki
w Bochni

ul.Kazimierza Wielkiego 71
32–700 Bochnia
tel./fax (014) 6122391
e-mail: bochnia@ps5.pl
Rok powstania - 1962
 :. Strona główna 
 > Aktualności: 
 >> bieżące 
 >> wydarzenia 
 >> o nas w prasie 
 >> kalendarz 
 >> podręczniki 10/11
 > Uczniowie: 
 >> w Samorządzie 
 >> piszą 
 >> na wycieczkach 
 >> w konkursach 
 > Zainteresowania: 
 >> kółka 
 >> kluby 
 > Sport w szkole 
 > Historia szkoły 
 > O Bochni 
 > Hymn szkoły 
 > Położenie szkoły 
 > Oferta 
 > Jan Matejko 
 > Galeria 
 > Archiwum 
Archiwalne:
 :.  Wstęp |  :.  Opis zasad innowacji |  :.  Cele główne |  :.  Cele edukacyjne |  :.  Program pracy |  :.  Sposób realizacji |
 :.  „Bądź hak Matejko” |  :.  Pisanka z Solnego Grodu |  :.  Wywiad z dziennikarzem |  :.  Ubiory szlacheckie w czasach baroku |
 :.  Na planie filmowym |  :.  Weekend z zabytkami |  :.  Piknik historyczny |  :.  Legendy o królu |  :.  Wjazd króla |
 :.  Ślady króla Kazimierza Wielkiego | :.  Meandry sztuki |  :.  W muzeum i w bazylice |  :.  Bocheński Dzień św. Mikołaja |
 :.  Wieczór żywej historii |  :.  Odwiedziny Wikingów |  :.  W muzeum motyli |  :.  Aukcja darów |  :.  Sztuka tańca |
 :.  Kaplica św. Rozalii |  :.  Dzień Przewodnika |  :.  Jan Matejko i Bochnia |  :.  Szlak architektury drewnianej |  :.  Piękno minione |  :.  Bocheński dzień św. Mikołaja |  :.  Cmentarz na ul. Orackiej |  :.  Ludwik Stasiak na tle swej epoki |  :.  Akt lokacyjny |

Redaktor PRZEMYSŁAW KONIECZNY gościł w progach naszej szkoły

Uczniowie klasy VIa przeprowadzili z nim wywiad...

— Gdzie Pan chodził do szkoły podstawowej?
— Tutaj, do piątki, a później uczyłem się
w Liceum Ogólnokształcącym im. Króla Kazimierza Wielkiego. Dziennikarstwo ukończyłem na Uniwersytecie Jagiellońskim.

— Jak wspomina Pan lata spędzone w „piątce?”
— Bardzo dobrze, mieszkałem blisko szkoły, mogłem na przerwie wrócić do domu po jakiś zeszyt, czy podręcznik. Istniał wtedy jeszcze plac rekreacyjny, który później zamieniono na parking. Gdy nie padało wszystkie przerwy spędzaliśmy na zewnątrz. Była to szkoła sportowa, pierwsza w mieście z dużą salą gimnastyczną i trzema boiskami – do piłki ręcznej, siatkówki i koszykówki. Wychowania fizycznego uczył nas Pan Widło, był wymagający, ale stwarzał nam duże możliwości. Lodowisko było co roku, sami je urządzaliśmy.

— Czy grał Pan w piłkę ręczną?
— Nie grałem w żadnym zespole, ale po lekcjach często spotykaliśmy się z kolegami na boisku i graliśmy dla przyjemności.

— Jakie przedmioty Pan lubił, a jakie nie?
— Bardzo lubiłem chemię, której uczył nas Pan Stefan Kareł. Była wtedy w „piątce” nowoczesna pracownia fizyczno–chemiczna, była też pracownia biologiczna z licznymi roślinami i eksponatami, mieliśmy również nieźle wyposażoną pracownię techniczną prowadzoną przez Pana Grapę. Poza chemią lubiłem jeszcze język polski z Panią Jarosińską i historię z panią Foryś. – To są przedmioty, które przydają się w dziennikarstwie…

— Czy w szkole była wydawana gazetka szkolna?
— Nie było wtedy takich możliwości technicznych. Były za to gazetki ścienne i brałem udział w ich wykonywaniu.

— Czy doświadczenia szkolne miały wpływ na to, jaki zawód Pan teraz wykonuje?
— Tak, gdyż do III klasy szkoły średniej chciałem być leśniczym, lecz doświadczenia szkolne z nauczycielką biologii spowodowały to, że zmieniłem preferencje. Zawsze interesował mnie las, przyroda. Już w szkole podstawowej przeczytałem wszystkie książki przyrodnicze Pana Żabińskiego. Chodziłem na wycieczki do lasu. Niestety ta Pani mnie tak skutecznie zniechęciła, że poszedłem w całkiem inną stronę.

— Czy wtedy zaczął Pan interesować się dziennikarstwem?
— Tak. W szkole średniej zdecydowałem się zdawać na studia dziennikarskie. Dostałem się na UJ, lecz wybór specjalności dziennikarskiej poprzedzony był jeszcze selekcją po drugim roku studiów i praktyce w redakcjach. Te osoby, które wypadły dobrze zostały na kierunku dziennikarskim, a inne na nauczycielskim. Obecnie dziennikarstwa można uczyć się dziennie na różnych uczelniach lub podyplomowo. Takie studia mogą ukończyć osoby nawet po kierunkach ścisłych, niekoniecznie humanistycznych. Jednak praktyka jest taka, że studia dziennikarskie nie dają gwarancji pracy w tym zawodzie. Razem ze mną na dziennikarstwo dostało się 20 osób, może 4 pracują w redakcjach, pozostali wykonują inne zawody.

— Czy pamięta Pan swój pierwszy artykuł?
— Był to tekst interwencyjny napisany w czasie studiów. Dotyczył problemów inwestycyjnych w Krakowie.

— Skąd Pan czerpie informacje do swoich artykułów?
— Z życia. Jeśli piszę o inwestycjach to trzeba uzyskać informacje od wykonawcy, projektanta lub inwestora. Gdy piszę o artyście, to muszę z nim porozmawiać, albo z osobą, która umie oceniać jego twórczość. Zawsze warto dotrzeć do wiarygodnych źródeł.

— Jakie trzeba mieć predyspozycje, żeby zostać dziennikarzem?
— Przede wszystkim trzeba bardzo chcieć, bo bez takiej motywacji każdy się szybko zrazi. W naszych realiach nie jest to zawód, który przynosi duże profity materialne lub zaszczyty. Każdy tekst powoduje jakąś reakcję. Po materiałach krytycznych słyszy się różne groźby, a gdy się kogoś pochwali, to zawsze będzie ktoś z tego niezadowolony. Trzeba mieć dużą odporność psychiczną i dużo determinacji… Najważniejsza jest jednak ciekawość świata. Niezbędna jest umiejętność posługiwania się językiem polskim, lecz jest to tylko narzędzie. Poloniści zwykle nie są dobrymi dziennikarzami, lepsze teksty piszą inżynierowie, którzy łatwiej dostrzegają wzajemne zależności różnych faktów i zdarzeń.

— W jaki sprzęt powinien być zaopatrzony dziennikarz?
— Dawniej było tak, że dziennikarz pisał teksty, a zdjęcia robił fotoreporter. W tej chwili ze względów ekonomicznych i ułatwień jakie wprowadza fotografia cyfrowa, jest wymagane, aby dziennikarz potrafił robić zdjęcia. Przydaje się też dyktafon cyfrowy, ale najważniejsze są nadal… długopis i kartka. Tego używa się najczęściej.

— Z jakiego aparatu fotograficznego Pan korzysta?
— Większość zdjęć wykonuję Nikonem D700, gdyż pozwala on na fotografowanie w świetle zastanym. Jeżeli nie muszę, nie używam lampy błyskowej.

— Czy fotografowanie jest związane tylko z wykonywaniem zawodu, czy to w Pana przypadku także pasja?
— W moim przypadku jest to pasja. Fotografia ukierunkowała mój rozwój zawodowy. W szkole średniej bardzo interesowałem się fotografią, założyłem nawet ciemnię. Najpierw myślałem, żeby iść na Wydział Operatorski w Szkole Filmowej w Łodzi. Zdawałem jednocześnie do tej szkoły i na dziennikarstwo w Krakowie. Wtedy chciałem być zawodowym fotoreporterem, nawet pracę magisterską napisałem o fotografii prasowej.

— Jakie ma Pan inne zainteresowania?
— Jest ich wiele i są bardzo różne – od historii naszego miasta do prowadzenia ogrodu oraz turystyki rowerowej.

— Gdzie Pan obecnie pracuje?
— Pracę zawodową rozpocząłem w tygodniku „Temi”. Obecnie pracuję w „Dzienniku Polskim” i kieruję „Kroniką Bocheńską”. Jestem trzecim naczelnikiem tego miesięcznika, pierwszym był Stanisław Gawor, drugim Piotr Skoczek.

— Czy w ciągu tych lat opisywał Pan jakieś śmieszne sytuacje?
— Bardzo wiele śmiesznych sytuacji opisywałem, np. absurdalne konflikty w samorządzie.

— Jak wygląda przeciętny dzień dziennikarza?
— Różnie pracuje się w różnych redakcjach. Zawsze trzeba jednak zastanawiać się, co jest ważne w danym dniu, czym należy się zająć. Zaletą pracy dziennikarza jest to, że nie ma rutyny, jednego dnia jestem np. w szpitalu i obserwuję operacje, a drugiego w kopalni. Czasami pół dnia spędzam na spotkaniach różnego typu, mniej lub bardziej interesujących. Czasochłonna jest także „obsługa” imprez, a większość odbywa się w soboty i niedziele. Dziennikarz pracujący w takim trybie jak ja rzadko ma jakiś dzień wolny od pracy. Trudno coś zaplanować, bo trzeba być praktycznie na każde wezwanie. Jeżeli np. o 4 rano dostaję wiadomość, że jest poważny wypadek i trzeba jechać na miejsce, to jadę.

— Czy lubi Pan to o robi?
— Gdybym nie lubił, to bym nie był dziennikarzem od około 30 lat.

— Jak wygląda praca przy „Kronice Bocheńskiej?”
— Mamy duży zespół autorów, którzy piszą teksty. W większości są to osoby, które się na tym znają, piszą o historii, przyrodzie, sporcie… Wszystkie te materiały zbieram i opracowuję. Później przeprowadzam taki proces, który nazywa się „łamaniem”, czyli zamianą tekstów w taką formę jaka jest wam znana. Przyniosłem wam kilka numerów „Kroniki Bocheńskiej”, w marcowym wydaniu są dwa teksty o waszej szkole.

— Ile osób pracuje w redakcji?
— W „Kronice Bocheńskiej” zatrudnione 3 osoby. – Jest pani, która zajmuje się administracją, prowadzi redakcję, zbiera reklamy. Jest koleżanka dziennikarka i ja. Przy czym grono autorów jest bardzo liczne.

— Czy jest taka możliwość, że ktoś z „ulicy” wejdzie do redakcji i chciałby wydrukować swój tekst?
— Oczywiście. Jesteśmy otwarci na tego typu propozycje. Przy czym musi to być tekst, który nas interesuje i przygotowany obiektywnie. Takich autorów mamy wielu. Są wśród nich absolwenci waszej szkoły.

— W naszej szkole powstaje Klub Dziennikarza. Czy możemy liczyć na to, że jakiś nasz tekst zostanie wydrukowany w „Kronice Bocheńskiej?”?
— Jeżeli będzie interesujący dla naszych czytelników, to bardzo chętnie. Jest to pismo miejskie – obywatelskie.

— Było nam miło i bardzo dziękujemy za rozmowę.

>> Wstecz  | >> Dalej   | Strona Główna | Kontakt |